Kiedy we wrześniu pisałam o Marszu Równości (tu możesz o tym przeczytać), pisałam, że idę w nim ponieważ to przejaw demokracji. Dla równowagi dzisiaj poszłam, po raz kolejny w Orszaku 3 króli. W Lublinie to już 9 raz!
Nie będę się roztkliwiać nad atmosferą, nie zachwycę się ilością, bez śniegu to jakieś słabe było. Prowadziła jak zawsze ta sama dziennikarka i od lat ten sam biskup. Nowością była jakaś panna, która uczyła tańczyć (sic!) na chwałę Pana.
Nie byłabym sobą, gdybym nie zauważyła analogii między dzisiejszym orszakiem a marszem z 2018 roku. Oba rozpoczęły się na Plcu Zamkowym, oba zaczęły się od dymu:
W obu przypadkach ludzie się przebrali, co prawda dzisiaj było więcej koron i aniołów.
Szliśmy tą samą trasą, tym razem nie było jednak policji i kiboli, a strona muzyczna była zabezpieczona dużo słabiej. Tam gdzie byliśmy nie było niczego słychać. Dobrze, że udało nam się Króli zobaczyć na początku, bo potem pomknęli i z oczu zniknęli.
Nie padały hasła homofobiczne, ani rasistowskie, w ogóle żadne hasła.
Jedno co łączyło obie imprezy to tłum. Dzisiaj dużo większy niż na marszu, ale tuszę iż z czasem proporcje się wyrównają. Komuś ubędzie, komuś przybędzie 😀
Znalazłam nawet w drodze element łączący oba marsze 😀
Podsumowując, marsz 3 króli to też przejaw demokracji. I to mi się podoba. Każdy ma prawo manifestować swoje poglądy, jak się komuś nie podoba, to powinien to być wyłącznie jego problem.