Wczoraj słowo „matka” odmieniane było przez wszystkie przypadki, zaraz dzień dziecka więc nie nad matką, a nad dzieckiem się zadumam na chwilę 😛
Po co są dzieci? Ilu rodziców tyle odpowiedzi, najsłynniejsza :
żeby na starość miał kto ci szklankę wódki wody oczywiście podać
Ostatnio, żeby na 500+ się załapać, zawsze też fajnie mieć urlop macierzyński, L4 na chore dziecko etc. A tak na serio dlaczego mamy dzieci? Nie wiem tak do końca, może hormony? Może marzenie o wieczności? W końcu nasze dzieci to kawalątek nas samych, potem we wnukach, pra wnukach…
Przecież jeśli nie jestem Elvisem, ani Skłodowską, to 50 lat po mojej śmierci nikt o mnie pamiętał nie będzie. A tak jest szansa, że kiedyś jakiś mój pra ktoś tam patrząc na zdjęcie będzie znał moje imię.
Rozważając prokreację niektórzy idą na żywioł, niektórzy rozważają wszystkie za (klik tutaj) i przeciw (potem tutaj), efekt jest ten sam – dzieci.
Długi czas opierałam się macierzyństwu, nie myślę jednak, że coś przez ten czas straciłam. Teraz jestem szczęśliwa, mam moje bachorasy i dobrze mi z tym. Nie uważam jednak, że ktoś kto świadomie rezygnuje z rodzicielstwa robi źle. W końcu to tylko jedna z wielu dróg, które przychodzi nam wybrać. Najważniejsze, żeby nie żałować.
Wczoraj spotkałam znajomych mojej mamy, bardzo mili, bezdzietni ludzie na emeryturze. Mają fajny dom, sad, ogród, zwierzaki i bardzo się kochają. Nie wiem dlaczego nie mają dzieci, ale chyba im ich brak. Usłyszałam od nich bardzo smutne słowa skierowane do mojej mamy: „Masz wnuki, dzieci, a my co ? Żyjemy, bo żyjemy, o tak, z rozpędu, aby do końca.”
Może właśnie po to mam dzieci? Po to, aby kiedyś, kolokwialnie rzecz ujmując, mieć dla kogo żyć? Cieszyć się z czyichś sukcesów, pocieszać kiedy coś pójdzie nie tak. Może po to są dzieci? Żeby można było mieć tą krzepiącą świadomość bycia potrzebnym?