Paullinę Simmons poznałam dzięki książce kucharskiej „Przepisy Tatiany ” Następny przeczytałam kryminał – „11 godzin” chociaż kryminałów nie lubię. Teraz właśnie skończyłam „Pieśń o poranku ” Przez tydzień co wieczór czekałam na tę chwilę kiedy wreszcie będę miała czas na spokojną lekturę. To jedna z książek która niby łatwa i przyjemna, ale jednak skłania do refleksji. Cały czas kusiło mnie, żeby stawiać się w miejscu bohaterki i zastanawiać się
co JA bym zrobiła w jej sytuacji.
Larissa jest w moim wieku (mniej więcej), ma męża, dzieci, pracę którą lubi. Udane życie – tak jak ja. Ale chciałaby przeżyć coś więcej niż tylko zwykłe, wygodne mieszczańskie życie. Która z nas by nie chciała? Niby wszystko fajnie, ale czegoś brak. Najgorsze, że nie wiadomo czego. Po prostu czasem czujesz, że to nie wszystko czego chcesz, że chcesz/zasługujesz na coś jeszcze. Masz tak? Ja owszem, czasem ze zdziwieniem przyglądam się swojemu życiu i zastanawiam się czy to wszystko co mnie czeka?
Czy na nic więcej mnie nie stać?
Bohaterka ” Pieśń o poranku” ma to szczęście, albo pecha, że w jej życiu pojawia się ktoś, kto wywraca cały jej poukładany świat o góry nogami. Z impetem wchodzi w romans z młodszym o 20 lat facetem, dzieciakiem prawie. I znowu czuje się młoda, atrakcyjna, doceniona. Czuje, że żyje. Fascynujące jest to jak udaje jej się łączyć udane bądź co bądź życie rodzinne z płomiennym romansem.
Na co dzień mam do czynienia z dwudziestolatkami, nie spotkałam jeszcze, żadnego wartego grzechu :), ale może dlatego, że tak na nich nie patrzę. Zaczęłam się jednak zastanawiać, czy potrafiłabym zakochać się w kimś innym i zdradzać męża. Tu znowu do głosu dochodzi moja patologiczna uczciwość (pisałam o tym tutaj) – wydaje mi się, że nie, nie potrafiłabym. Piszę, że mi się wydaje, bo nigdy nie można niczego tak do końca przewidzieć 😛 Ale chyba zbyt duży mam szacunek do samej siebie, nie robię z gęby cholewy, jak coś obiecam to tego się trzymam. A przysięga małżeńska to jednak obietnica. Jednak pofantazjować sobie można (i w tym momencie czytający to mój mąż wypuszcza dym uszami :D)
Jednak nie jestem w stanie sobie wyobrazić, że
dla miłości można poświęcić wszystko.
Związek, stabilizację, dzieci. Tego nie jestem w stanie zrozumieć. Jenak Larissa stawia wszystko na jedną kartę i jest szczęśliwa. Ona i Kai, związek idealny, a przyszłość rysuje się w świetlanych barwach…
Celowo nie piszę o konkretach. Książka jest o miłości. Wielkiej i szalonej, takiej co wszystko zwycięża. Czytając gorąco im kibicuję i liczę na happy end. Ale czy to możliwe?
„Pieśń o poranku ” to nie jest klasyczne romansidło, to raczej dobrze napisana obyczajówka, po przeczytaniu której zostają w głowie różne pytania. Mnie skłoniła do zapytania siebie samej o parę rzeczy. Nie każda odpowiedź mnie zachwyca.
Jeśli kochasz grube książki napisane dobrym językiem pewnie Ci się spodoba. Ja wiem, że następną Simmons przyniosę sobie już za kilka dni. Czaję się na „Jeźdźca miedzianego”, ale w międzyczasie pewnie wpadnie mi w oko coś jeszcze.