Kolejne danie ze sporą dawką szpinaku. W zimie potrzeba zieleniny, a jakoś szpinakowe nuty najbardziej do mnie przemawiają. Dzisiejsze gotowanie w oparciu o książkę dr Joela Fuhrmana „Jeść, aby żyć zdrowo” Dla tych, którzy nie słyszeli o Fuhrmanie: amerykański lekarz, dietetyk uczący jak jeść zdrowo i dzięki temu zminimalizować prawdopodobieństwo ciężkich chorób i otyłości. Dieta Fuhrmana opiera się na roślinach, wyklucza cukier, białą mąkę i w większości produktu odzwierzęce, chociaż nie nawołuje do radykalnego weganizmu. Raczej do znacznego zmniejszenia ilości mięsa i nabiału w naszej diecie. Powinniśmy jeść warzywa, owoce, strączki i ziarna. Tylko tyle i aż tyle. W książce jest dużo przepisów, z których zamierzam w najbliższym czasie korzystać.
Na początek gotowania książkowego:
Szpinak z porami i pieczarkami
Poza pieczeniem nie trzymam się nigdy ortodoksyjnie gramatury, tu też napiszę co mamy brać a nie dokładnie ile
- ok 25 dkg pieczarek
- duży por (u mnie ważył 46 dkg)
- 30 dkg szpinaku (u mnie mrożony)
- suszony tymianek
- pieprz
- płatki drożdży (akurat nie miałam)
Do garnka o grubym dnie wlewamy kapkę wody i wrzucamy na to (tak, tak bez tłuszczu, ale ja dałam kropelkę oliwy, bo nie dowierzam trochę smażeniu beztłuszczowemu 😛 ) pieczarki i pory – pokrojone, poszatkowane, czy co tam z nimi zrobimy. Podduszamy i stopniowo dodajemy szpinak (rozdrobniony lub rozmrożony). Przyprawiamy mieszamy, dusimy do osiągnięcia pożądanego stopnia miękkości. I już, gotowe! Ja dodałam jeszcze sporą łyżkę mielonego siemienia lnianego.
Zastanawiałam się z czym podać, ale w końcu danie wylądowało na talerzach bez zbędnych dodatków. Jest nadspodziewanie smaczne i sycące, a do tego ma mnogość witamin i minerałów.
Dla czytelników niezbyt wymagających doznań estetycznych 🙂 wklejam zdjęcie. No, cóż to danie podobnie jak np bigos, lepiej smakuje niż wygląda.
To było zdjęcie próbne, zanim pomyślałam o fotografowaniu na talerzu, było po ptakach. Następnym razem najpierw foto potem rodzinę wołam na obiad 🙂
Moje kolejne szpinakowe dzieła nie doczekały się póki co wersji cyfrowej ponieważ nie nauczyłam się jeszcze myśleć o jedzeniu jako o „produkcie” na kolejny post. W ogóle zaczynając pisanie nie myślałam o tym, że będę pisała o jedzeniu. Jak widać ewolucja przebiega w strony na początku nieprzewidywane. Najsmaczniejsze są koktajle: szpinak, jarmuż, banan i co mi w ręce wpadnie.
Macie ulubione szpinakowe dania? Inspirujcie!