Dzisiaj światowy dzień uchodźcy, akurat jakiś czas temu zastanawiałam się czy o tym pisać. Piszę zatem. Wydawać by się mogło, że problem nas nie dotyczy, w końcu jesteśmy krajem niezbyt bogatym, klimat kiepski, opieka socjalna nijaka, a miłość do obcych nie jest naszą cechą narodową. Zwłaszcza jeżeli chodzi o obcych różniących się od nas wyglądem.
Codziennie setki ludzi próbuje dostać się z Afryki do Europy, uciekinierzy z Syrii i Ukrainy, a do tego pozostali wędrowcy. Hiszpania i Włochy nie radzą już sobie z uchodźcami więc reszta europejskiej rodziny zobligowana jest do pomocy. I tu zaczyna się dyskusja – kto i w jakim stopniu ma pomagać. Nie jak, ale dlaczego my?
Obawa przed obcymi jest czymś naturalnym, ale bez przesady. Ci źli obcy co nam zrobią?
– zabiorą pracę – Ukraińcy
– zabiorą kobiety – każdy
– będą mordować katolików – muzułmanie
– doprowadza do wynarodowienia – wszyscy
Kochamy obcych i z tej miłości każdy ze wschodu to „rusek”, z Azji „ciapaty”, Arab to „kasztan”, a Murzyn to „czarnuch”. BTW z Murzynami mam problem nomenklaturowy – czy pisząc Murzyn jestem jeszcze poprawna politycznie czy już go obrażam? Tak naprawdę co możemy im zaoferować? Pracę – no chyba fizyczną. Opiekę socjalną – wolne żarty. Mieszkanie – w obozie dla uchodźców – za płotem bez możliwości samodzielnego poruszania się po mieście. Niektórzy to nawet na studentów krzywo patrzą. Na Uniwersytecie Medycznym jest 6 równoległych roczników w języku angielskim – większość studentów to Azjaci i amerykańscy Hindusi, płacą za studia, wynajmują mieszkania, jeżdżą taksówkami. Słyszałam, że się panoszą – bo widać ich w mieście i nie szanują Polaków, bo się polskiego nie uczą. A po co skoro po studiach wracają do siebie? Tak ich kochamy, zwłaszcza taksówkarze. Po mieście krąży dowcip o tym jak to „ciapaty” wsiada do taksówki i prosi o kurs na „Oćki”. Kierowca zamiast na Chodźki (tereny UM) wiezie na Oczki – drugi koniec miasta. Ha, ha ha.
Chociaż ja też kiedyś uległam stereotypowi
muzułmanin-terrorysta.
Było to kilka tygodni po zamachu na WTC, jechałam zatłoczonym autobusem, kiedy na jednym z przystanków wsiadł człowiek (nie wiem jakiej płci bo był tyłem do mnie) ubrany w burkę do ziemi i arafatkę na głowie. Ludzie się od niego trochę odsunęli, a ja się przestraszyłam. To było zupełnie irracjonalne, ale serce zaczęło mi szybciej bić i wysiadłam na najbliższym przystanku, choć miałam jeszcze kilka do przejechania. Bałam się, że wysadzi autobus czy co?
Czy musimy pomagać?
Uważam, że tak. Dlaczego? Zapominamy o dwóch ważnych rzeczach – my sami wyjeżdżamy, sami jesteśmy emigrantami, zabieramy pracę, korzystamy z socjalu i urządzamy się „u nich”. Drugą rzeczą jest to, że nam też ktoś pomagał. Dobrze pamiętam jak w latach 80-tych w kościołach rozdawano dary żywnościowe i ciuchy z „zachodu”. Ser, olej, mąka, słodycze – wszystko z emblematem „united nations”. Wtedy też dla wielu Szwecja czy RFN stawały się nową ojczyzną, do której uciekali w mniej lub bardziej legalny sposób. Ilu wtedy było uchodźców politycznych. Teraz mamy okazję odwdzięczyć się za tę pomoc.
A poza tym, Polak- katolik kocha bliźniego jak siebie samego.