Dzisiaj znowu zabrzmię jak dinozaurzyca, co nie zna się na modzie, swobodzie i nowoczesnych obyczajach, ale co mi tam – mój blog.
Internet po raz kolejny kpi z pomysłów posła-ministra Garnka. Podobno tym razem czepił się strojów dziewczęcych i nakazał zakładać długie spodnie i bluzki na w-f, bo inny stój ponoć mężczyzn kusi.
Ha, ha, ha
Jak już się pośmialiśmy, idźmy dalej. Ów minister marudzi też o tym, że bluzki na ramiączkach i szorty to też strój nie do szkoły. I tu zaczyna się mój problem, bo częściowo zgadzam się z ministrem Garnkiem. Podobnie jak on uważam, że szkoła to nie pokaz mody, nie miejsce na wystawianie brzuchów, dekoltów i pośladków.
Wczoraj na instagramie pojawiła się dyskusja na ten temat. Konkluzja z niej wynikająca brzmiała: jak jest gorąco, to można nosić to, co się chce, a jak chłopcom szaleją hormony to wina ich matek, bo ich do życia nie przygotowały. Wszystkie komentarze były zgodne co do tego, że gołe ramiona, uda i dekolty to prywatna sprawa, a jak kogoś to rozprasza to jego problem.
No, nie wiem
Jestem chyba ostatnim rocznikiem, który nosił do szkoły fartuch. Był paskudny, elektryzował się i w żadnej mierze nie mógł być uznany za podniecający. Jednak był fajny, bo pod spodem można było mieć ubranie, które jest pogniecione, poplamione, dziurawe, a nawet za małe ☺. Nie było rewii mody i niezdrowej rywalizacji o to co kto nosi. Dzięki temu nauczyłam się, że szkoła i po szkole to dwie różne sytuacje.
Ciało to nie obiekt seksualny
Jasne, powiedz to piętnastolatkom i to płci obojga. Nikt mi nie wmówi, że licealistka zakładająca obcisły top odkrywający brzuch robi to tylko dlatego, że jest jej gorąco. O ile jeszcze dziesięciolatka może nie być świadoma wrażenia, jakie może robić na innych, o tyle starsze dziewczyny wiedzą, co robią. Nie wierzę, że dziewczyna wystawiająca ze spodni rąbek stringów robi to, bo jej tak wygodnie. Czy istnieje ktoś, kto nosi stringi dla wygody???
Kiedyś w drodze do pracy przechodziłam obok gimnazjum, tylu rozgolaszonych i źle umalowanych nastolatek nie widywałam nigdy potem.
Oczywiście, zgadzam się, że nie powinno się oceniać po stroju, a krótka spódniczka to nie zaproszenie do gwałtu. Jednak kiedy próbowałam wyjaśnić, czym różni się szkoła/opera/kościół od plaży lub dyskoteki, dowiedziałam się, że nie mam racji. Bo każdy może nosić co chce i gdzie chce.
Strój świadczy o kulturze
Takie jest moje zdanie i go nie zmienię. Dawniej ludzie mieli strój kościołowy, albo świąteczny. Teraz w wielu firmach panuje dress code i nikt się temu nie dziwi. Strój dopasowujemy do okoliczności, a nie tylko do wygody. Nie mówię, że mamy się zasłaniać od szyi do kostek. Wystarczy ubrać się odpowiednio, a ubranie, które więcej odsłania, niż zasłania, to nie jest garderoba do szkoły, i nie chodzi o pedofili czy napalonych nastolatków.
Pamiętam, że panowie w szortach i sandałach, a nawet w koszulkach na ramiączkach (serio, serio) przychodzący na moje wykłady, trochę mnie peszyli. Dziewczyny w prześwitujących koszulkach też. Kurde, staroświecka jestem.
To w końcu nastolatka kusi czy nie?
Obawiam się, że tak, a do tego robi to świadomie. Zakładając stroje uwydatniające i podkreślające, tudzież dużo odsłaniające większość dziewczyn doskonale wie, jakie robi wrażenie na innych. Dzieci coraz wcześniej (filmy, gry) dowiadują się, że ciało to doskonały instrument, dzięki któremu można sporo ugrać.
Jeżeli ktoś ma ochotę wywoływać określone reakcje u płci przeciwnej to ma do tego prawo. Ale nie koniecznie w szkole, po lekcjach feel free. Tak, wyszedł ze mnie dinozaur, nie znam się na modzie.
p.s. obrazek pochodzi z sieci – pojawił się po wpisaniu w Google hasła: schoolgirl