Kilka lat temu, kiedy jeszcze mieliśmy telefon stacjonarny, kilka razy w miesiącu dzwoniła jakaś miła osoba, zapraszając po odbiór różnych fantastycznych nagród – za darmo. Ewentualnie zapraszając na prezentację koców, które leczą i garnków, które same gotują. Od kiedy zlikwidowaliśmy numer przestali zapraszać.
Jednak kilka dni temu małżon został zaproszony po odbiór darmowego ekspresu do kawy. Upewniał się kilka razy czy coś trzeba płacić, czy będzie jakaś prezentacja itd. Pani zapewniała, że to nowa firma, która właśnie wchodzi do Polski. Firma włoska, co dziwne nie ma swojej strony po włosku, ani w żadnym innym języku. Istnieje tylko po polsku. Valenti Torinto
Daliśmy się namówić na spotkanie, między innymi licząc na dobry temat na wpis. Nie pomyliłam się. ☺☻
W eleganckim hotelu o godzinie 17 przywitało nas dwóch przystojnych panów. Uśmiechnięci, sprawdzali czy jesteśmy na liście i wypisywali imiona uczestników prezentacji (a jednak!) na naklejkach, które mieliśmy przykleić do ubrań. Ups, pomyliłam się i przykleiłam do torebki.
W sumie było 16 osób, my najmłodsi, granica wieku, od którego wpuszczano…45 lat, jak dobrze, że mój mąż jest starszy ode mnie 😀 Reszta w wieku raczej emeryckim, jedna para wyraźnie schorowana. Przed nami usiłowały wejść dwie młode dziewczyny (na zaproszenie tatusia), ale się nie dało. Za młode
Usadzono nas na krzesłach ustawionych w kształt mniej więcej U i zaczęło się spotkanie. Miły, elokwentny młody człowiek, doskonale przygotowany do takich prezentacji, zaczął czarować. Na początku zapewnił, że dzisiaj nie sprzedają sprzętu, bo oficjalna sprzedaż zacznie się w kwietniu. Dzisiaj tylko prezentacja. Tak tylko przy okazji sprzedają lanolinę i jakąś maść na rozgrzewkę. W promocji oczywiście, za jedyne 39, 99 zamiast za 79. I co dziwne kilka osób kupiło!
Może to była zasługa dowcipu o lanolinie co to nadaje się nawet do kąpieli, tylko nie dla mężczyzn, bo po lanolinie wszystko mięknie, ha, ha, ha.
Potem pan się rozkręcił i opowiadał o fantastycznych produktach w nie mniej fantastycznych cenach:
– mata masująca za jedyne 13 tysięcy – każdego boli kręgosłup
– maszyna do gotowania o wdzięcznej nazwie „Fryderyk” – goloneczka z niej palce lizać
– włoska odpowiedź na TM – lepszy na pewno, no bo tak, placki ziemniaczane robi w 30 sekund
– wyciskarka do soku – myślałam, że Kuvings jest drogi, ale ten kosztował niespełna 6 tysięcy
– garnki stalowe – cudo nie z tej ziemi
– maszyna do oczyszczania powietrza – każdy powinien ją mieć
– odkurzacz bez przewodowy, bardzo lekki – pan prezenter używa go kilkanaście razy dziennie, nawet okruszki ze stołu nim zbiera!
Muszę oddać panu rację, był świetny. Super przygotowany, wyluzowany, zachęcał do interakcji, ale nie był nachalny. Wplatał w prezentacje opowieści z własnego życia. Był bardzo wiarygodny. Przeszkadzało mi, że co jakiś czas drapał się po klatce piersiowej. Z racji ustawienia krzeseł, żeby patrzeć mu na twarz, większość czasu musiałam zadzierać głowę, ewentualnie mogłam patrzeć na wprost, czyli mniej więcej na wysokość jego przyrodzenia.
Po prezentacji zaczęło się najlepsze…losowanie prezentów. Za darmo! Na początek zestaw kluczy i noże. Losowano spośród wcześniej podpisanych kuponów. Miałam wizję, przeczułam, że wygramy klucze. Czary, mary…Mamy klucze!
Potem pan zaczął ustawiać na stole kolejne produkty i opowiadać jak bardzo obniży ich cenę i co dołączy w gratisie. Trochę się rozproszyłam, reszta się bardzo zapaliła i ostro dyskutowała, nie zrozumiałam kto co za ile, chyba jakieś zniżki na poczet późniejszych zakupów. Powiedziałam szeptem, że pewnie wygrają Ci, którzy wyglądają na najbardziej chorych. Kurcze, no normalnie jak Pytia jestem, znowu zgadłam.
Jednocześnie takie pokazy odbywają się w 10 miastach i było losowanie, zapomniałam czego,ale w 20 egzemplarzach dla wszystkich obecnych na wszystkich pokazach. Pan dostał taką ogólnopolską listę i zaczął czytać nazwiska. Czytał i czytał, ale nie padało ani jedno nazwisko z „naszej” grupy, szepnęłam, że pewnie na końcu będzie. I…..okazało się, że ostatnie nazwisko to państwo T. obecni na sali!!!
Pokaz miał się ku końcowi, szczęśliwi wygrani coś podpisywali za ścianą, nas pan wskazał paluszkiem i powiedział, że już możemy iść po odbiór prezentu. Do drzwi doprowadził nas chłoptaś o nerwowych ruchach i wręczył nam KAFETERKĘ! Tadammmmm.
Powiedziałam chłoptasiowi, że kolega był świetny, ale szkoda, że krzesła były ustawione tak, a nie inaczej, bo musiałam głowę zadzierać i było mi niewygodnie. A pan Maciej warknął, że kolega szkolił się nawet po angielsku i on też, i ja nie wiem co mówię. Życzyłam panu miłego dni i wyszliśmy ze śmiechem.
Podsumowując. Przygotowanie prawie idealne, prowadzący świetny, pozostali też niczego sobie. Ładnie ubrani z eleganckimi zegarkami i butami. Chociaż widać, że większość nie nosi na co dzień zamszowych pantofli, bo były zakurzone. Pamiętam zamszowe botki, czyściłam je kompulsywnie co 10 minut ☺
Do niczego mnie nie namawiali, raczej łagodna perswazja i uświadamianie potrzeb. Szkoda, że tak drogo i szkoda, że ludzie się na to łapią. I to ci, których na to naprawdę nie stać.
Prawie zapominałam, w chwilach kiedy pan akurat nie przemawiał, puszczano głośno włoskie szlagiery: Lasciate me cantare!!!
Małż dostał zaproszenie po następny prezent. 12 dni w Łebie! Za darmo! Tylko co my mamy tyle czasu w Łebie robić?