Zimno, coraz zimniej

       Zdaje się, że złota jesień już za nami, zaczyna się co najmniej pięć miesięcy (jak dobrze pójdzie) chłodów.  Jednym słowem fuck. Nie znoszę kiedy jest zimno. Jak co roku zaczynam zazdrościć tym co mieszkają w blokach. Zazdroszczę im, że mają ciepło bez troszczenia się o to. Mieszkanie w starym domu ma jednak swoje wady. Część kuchenno-łazienkowa opalana węglem i drewnem, reszta prądem. Palenie jest trochę upierdliwe, ale jednak ogień jest taki fantastyczny i romantyczny 🙂

         W tym roku pojawił się problem – nie można włączyć pieców. Mam dwoje zasmarkanych dzieciorów i 17 stopni w pokoju. W lecie zmieniano liczniki, przyłącza i diabli wiedzą co jeszcze i zapomniano powiadomić, że dodatkowy licznik, stycznik i inne pierdoły mamy załatwiać oddzielnie. Skutek? W piątek po południu włączamy piece a tu…dupa blada, właściwie zimna. Szybki telefon do prądowni – ha ha ha piątek po 15-stej. Więc do pogotowia energetycznego- skoro jest prąd nie ma awarii. A, że zimno?

Sorry taki mamy klimat.

Dzisiaj łaskawie poinformowano co i jak i jutro przyjdzie fachman i podłączy co trzeba. Oczywiście za pieniądze, bo przecież podłączenie to jakaś fanaberia. Potem w ramach tej fanaberii płacimy opłaty przesyłowe, abonamentowe, nocne, dzienne, a … z nimi!

W bloku jest ciepło, nikogo nie obchodzi skąd. Po prostu jest ciepło. No, ale w zimie nie mają takich widoków za oknem:

14 XII08 018

Nie, żebym tęskniła do zimy 🙂 A i zdjęcie jeszcze nie z tego roku – na szczęście.