Marsz miliona serc

Ostatnie niedzielne przedpołudnie okazało się dniem niezwykłym dla wszystkich, którzy wzięli udział w Marszu Miliona Serc. To wydarzenie przyciągnęło nie tylko zwolenników Koalicji Obywatelskiej, ale także ogromną liczbę ludzi o różnych przekonaniach i troskach. Całe miasto ożyło, a na niebie świeciło słońce, jakby samo natura wspierała naszą wspólną inicjatywę. (no dobra, przyznam się, ten piękny tekst wyczarowało AI – nieźle co?).

A tak naprawdę, wybraliśmy się do Warszawy specjalnie na marsz. Jako wyraz wkurwu i zaangażowania, chcieliśmy pokazać dzieciom, że to jest naprawdę ważne. Oboje setnie się nudzili, zwłaszcza na początku, kiedy marsz stał w miejscu, a z głośników słychać było przemowy powitalne. Jednak dali radę! Za jakiś czas będą mogli z dumą powiedzieć, że też tam byli. Tak dzieje się historia.

Do Warszawy przyjechaliśmy już w sobotę, więc na rondo Dmowskiego dojechaliśmy tramwajem – był pełen, a po drodze nikt z niego nie wysiadał. Wszyscy mówili, że jadą do ZOO ☻. Mimo że do rozpoczęcia marszu było blisko godzina, tłum był całkiem spory. Z niejakim rozczarowaniem zauważyłam, że właściwie nie ma młodzieży. No, ok nie mają prawa do głosowania, to im się nie chciało przychodzić, ale tych w wieku studenckim też jakoś niezbyt wielu było.

Za to zaskoczyła mnie tak duża obecność osób w wieku emerytalnym, co oznacza, że mają już dość. Nawet 14 emerytur nie wystarczy, żeby ich kupić! To było bardzo budujące. Jakbym miała szacować średnią, tak na oko, wyciągając wnioski z najbliżej idących, to średnia wieku idących oscylowała wokół 40, z dość wyraźnym wychyleniem w stronę 40+.

Milion serc i setki plakatów

Atmosfera była świetna, bardziej piknik niż pikieta. POzytywna energia i nadzieja na zwycięstwo. Zobaczymy, 15 X czy ten milion wystarczył, żeby przeciągnąć na dobrą stronę nieprzekonanych. W wersji dla osób mniej zorientowanych politycznie dostępne były plakaty, w większości zabawne, czasami nieco abstrakcyjne. 

Inwencja uczestników Marszu zaskakiwała mnie dosłownie co kilkanaście metrów! A spokój tego psiaka był wręcz imponujący.

To jest tekst o wysokim poziomie abstrakcji, człowiek się z niego śmieje, sam do końca nie wiedząc, dlaczego ☺

 

Tu szczególną spostrzegawczością wykazał się mój małżon, ja nie zauważyłam akurat tego śmietnika, a warto go pokazać.

Cały Marsz przebiegał w radosnej atmosferze, ludzie się do siebie uśmiechali, zagadywali. Czułam się bezpiecznie, nie było żadnych burd czy agresywnych zachowań. W jednym miejscu stało kilku smętnych panów z banerem, na którym napisali, że teraz to dopiero kłamstwa usłyszymy, a na sam koniec spotkaliśmy takiego osobnika:

Mam wrażenie, że trzyma odwrócony krzyż, może mu się już całkiem poodwracało wszystko? Gdyby Tuskowi się chciało, chyba mógłby pana pozwać o naruszenie dóbr osobistych. Obecność tego dziada, pozwoliła mi wyjaśnić dzieciom czym jest demokracja: wszyscy mamy wolność słowa. To, że nie wszyscy wiedzą, jak z niej korzystać to już zupełnie inna sprawa.

Pan Kościelniak od kilku lat udowadnia sądom różnych instancji, że zderzenie z limuzyną niejakiej Beaty to nie była jego wina. Z tego udowadniania zrobił się na tyle popularny, że zawalczy o mandat w Sejmie.

Służby oczyszczania miasta też wykazały się świadomością polityczną. PiS wywożony na śmietnik, ten historii także (mam nadzieję).

Cieszę się, że tam byłam, że mogłam pokazać dzieciom (i sobie) jak wygląda demokracja. Jednak mam nadzieję, że nie będzie już potrzeby maszerowania w takim celu jak teraz. Mam nadzieję, że będzie normalnie.

Co znaczy dla mnie normalnie? W styczniu procesja Trzech Króli, wiosną Boże Ciało, w lecie Parada Równości. Byłam na wszystkich, a teraz na dodatek Warszawa. Mogę być katoliczką i jednocześnie człowiekiem myślącym, to się nie wyklucza. Nie zamykam się na cztery spusty w swojej bańce, bo to byłoby naprawdę nudne.

edit:

pochwaliłam się kilku osobom tym, że byłam na marszu:
– aaaaa tak widziałam zdjęcie na insta. Ale o co w ogóle chodziło? – serio moja sąsiadka (46lat) nie wiedziała, po co i dlaczego ten marsz 
– no wiem, widziałam w telewizji coś (mama z klasy dziecka +/-40)
– super!, moja córka też była i wróciła zachwycona (sąsiad 60+)