Wczoraj małż mój przy pomocy mikrofalówki „wywalił” był korki. Niby nic – sprawdzić korki i prąd powróci. No, chyba, że ja się włączę. Zeszłego lata postawiono nam pod domami gustowne „szafeczki z prądem” – liczniki, bezpieczniki etc. I powiedziano, że jakby co, to tam są „esy” i trzeba je sobie wcisnąć jakby co. Każda szafeczka ma kluczyk, a nawet dwa, bo i zapasowy. Ciągle nie widać problemu?
Powiedziałam małżowi o tych „esach”, kazał dać kluczyk. I tu pojawił się problem, bo kluczykiem zawiadywał padre. To znaczy dopóki nie wyniósł się z tego „łez padołu”. Okazało się, że nikt nie wie gdzie kluczyk jest. Przekopaliśmy wszystkie ewentualne miejsca i dupa blada.
Wzywamy panów elektryków, mają przyjechać za pół godziny, a wizyta kosztować będzie 115zł. Ja się pytam za co płacę tyle kasy w abonamencie, opłatach przesyłowych itd?. A i kasa za nowy zamek do szafki oczywiście. Przyjechali panowie, poszli do szafki – „esy” w porządku. Przyszli do domu zaglądają do szafki, gdzie są zupełnie inne korki, pytają czy aby na pewno nie mamy więcej szafek i liczników? Nie mamy!
Dumają, skrobią się po głowach.
Zaglądają po kątach, szukają „puszek” i kabli. Ja im mówię, że drzewiej to tu był taki korek co wyskakiwał w razie awarii, a teraz te „esy”…. Pan kiwa głową i mówi, że teraz już nic nie wyskakuje. Wycofałam się do dzieci, małż asystuje panom. Po jakichś 40 minutach….
Prąd powrócił – nastała jasność!
Co się okazało? Jeden z fachowców postanowił sprawdzić wyskakujący korek – bingo! Spalony! Wymiana trwała 5 sekund i mamy prąd.
Jaki morał? Gdybym się nie wymądrzała z szafką oraz „esami” małż sprawdziłby ten cholerny korek i nie poszło by 115 zł. Gdyby panowie mnie posłuchali, robota trwałaby dużo krócej. No, ale miałabym od fachowców wymagać?
Jest też jednak jasna strona w te całe historii- kluczyk od szafki. Nie, nie znalazł się, ale okazało się, że w szafce schowany był zapasowy. Przynajmniej za wymianę zamka nie zapłacimy